sobota, 17 sierpnia 2013

Eee...mamy też hot dogi...eeee....ciepłe kanapki....eeee

Dla osób, które regularnie nas odwiedzają - Wybaczcie! Nie mieliśmy ostatnio za dużo czasu na pisanie i spędziliśmy prawie tydzień w Polsce. W związku z tą naszą krótką wycieczką do Polski parę przemyśleń na tematy różne.

W związku z tym, że specjalnie wybraliśmy się na Coke Live Festival ale też chcieliśmy odwiedzić nasze rodziny i znajomych skorzystaliśmy z dwóch przewoźników. Z Londynu do Warszawy lecieliśmy samolotem Wizzair, a z Krakowa do Londynu Ryanair. Niby obaj przewoźnicy tani, ale szczerze mówiąc różnice kolosalne, szczególnie w obyciu załogi. 


Regulamin przewozu bagażu:

Wizzair - wszystko było jasne, jaki bagaż podręczny, co w nim można przewieźć.Cały regulamin czytelny i opisany jak ,,krowie na rowie". 

Ryanair - regulamin krotki, bez szczegółów. Nie do końca wiedziałam co mogę mieć w tej walizce, ale doszłam do wniosku, że pewnie to samo co we wszystkich innych liniach.

Ważna informacja dla osób z dziećmi: Ryanair nie pozwala wnosić na pokład dodatkowej torby dla dziecka, Wizzair już tak.

Wizzair pozwala wnosić na pokład mniejszy bagaż podręczny niż Ryanair. W związku z tym w Ryanairze jest więcej miejsca na nogi, więcej przestrzeni. 

Nasza przygoda z lotami dopiero się rozpoczęła. Pierwszy raz do Londynu lecieliśmy British Airways, gdzie nikt nikomu nie próbował ,,opchnąć" perfum, jedzenia, zabawek, gadżetów itp. Nasze zdziwienie było więc wielkie kiedy przez 2 godziny, co jakieś 10 min stewardesa proponowała zdrapkę za 10 zł :)



Jednakże o ile w Wizzarze było to subtelne i nie nachalne o tyle w Ryanairze, kiedy nie było chętnych na zakupy ( lot 6.40 - wszyscy spali) załoga dwoiła się i troiła. I to właśnie załoga skłoniła mnie do rozmyślań na temat tych dwóch lini lotniczych. W Wizzarze przywitały nas stewardesy wyglądające profesjonalnie. Podczas instruktażu w razie wypadku pokazywały wszystko sprawnie, pewnymi ruchami. Nawet podczas ,,ataku gadżetowego" dało się przeżyć. Kiedy już decydowały się coś mówić do ludzi przez głośnik wiedziały co powiedzieć. W Ryanairze natomiast stewardesa przy instruktażu straciła równowagę i prawie się przewróciła. Jej ruchy były nie pewne i nie wiedziała czy ma się czegoś trzymać czy może nie. A już najbardziej mnie dobiło, kiedy reklamowała jedzenie na pokładzie i nie do końca wiedziała co jest w menu: EEE mamy też hot dogi...eeeee....ciepłe kanakpki....eeee....

Szczerze, gdyby w razie wypadku załoga Ryanaira miała mi pomóc w ewakuacji...zaczęłabym już przygotowywać się na najgorsze. Doszliśmy nawet do wniosku, że to był chyba ich pierwszy raz.



A co w Polsce?

Po dwóch miesiącach oglądania cen typu 1,50 lub 2,50 ceny w złotówkach nas przygnębiły. Pierwsza myśl: Jak tu drogo. 

Ale Coke Live było super ! Polecamy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz